To dziwne wrażenie przebywać w miejscu, które całe zbudowane jest z piasku. Gromadził się tu on przez setki tysięcy lat i osadzał na wulkanicznej skale. I tak powstała największa na świecie piaskowa wyspa. Jest ona położona na wschodnim wybrzeżu Australii i nazywana jest wyspą Frasera. Mieliśmy okazję odwiedzić to niesamowite miejsce. Dostać się tam można jedynie promem, np. od strony Rainbow Beach. Ale jest jeszcze jeden warunek: trzeba posiadać auto z napędem na cztery koła. My takowego nie mieliśmy, więc jedynym wyjściem było wykupienie całodniowej wycieczki za 175$ od osoby. Cena nie mała, ale dzięki pomocy pewnych miłych ludzi wzięliśmy udział w eskapadzie. Zostaliśmy upakowani do busa 4×4, który wyglądem przypominał raczej jakiś pojazd księżycowy, a nie autokar wycieczkowy i z samego rana ruszyliśmy na zwiedzanie. Mieliśmy bardzo wykwalifikowanego kierowcę-przewodnika Marka, który wiedział wszystko o wyspie.
Domyślaliśmy się, że nasz pojazd jest przystosowany do jazdy po piachu, ale nie sądziliśmy, że po tamtejszych plażach można pędzić 80km/h takim samochodem. Plaże podczas odpływu są tu na tyle szerokie, że przypominają kilku pasmową autostradę. Na dodatek cofająca się woda sprawia, że plaża jest twarda i równa (można by rzec, że jej nawierzchnia jest lepsza od niejednej polskiej drogi ;-), idealna do jazdy. Co więcej mogą na niej nawet lądować małe samoloty! Sama wyspa ma długość 120km i szerokość dochodzącą do 25km.
Pierwszym etapem naszej wycieczki była jazda po wzdłuż plaży. Akurat o tej porze był wschód słońca i widoki były nieziemskie. W międzyczasie mogliśmy w oddali podziwiać wyskakujące nad wodę delfiny. Po drodze mieliśmy kilka przystanków przy najciekawszych miejscach. Jednym z nich był wrak statku. Teraz został już z niego tylko sam szkielet, woda morska robi tu niezłą robotę utylizacyjną. Mark opowiadał nam, że jak zaczynał tu pracę 20 lat wcześniej, to statek ten był prawie cały.
Po drodze udało nam się również zobaczyć psy dingo. Dowiedzieliśmy się, że na Fraser Island przebywają psy najczystszej krwi. Mieliśmy szczęście, bo nie tak łatwo je spotkać. Żyje ich tu około 100 szt.
Drugim etapem wyprawy była wizyta wewnątrz wyspy i przedzieranie się naszym wehikułem przez lasy Parku Narodowego. Nie było łatwo, bo tutaj piasek już nie był ubity, a i teren pagórkowaty. Ale daliśmy radę. Na wyspie można zobaczyć różnego typu lasy: deszczowy, eukaliptusowy, mangrowy. Czuliśmy się jak w jakimś pradawnym miejscu, bo można tu zobaczyć naprawdę stare i wysoookie drzewa.
Obowiązkowym punktem do zobaczenia na wyspie są jeziora. Jest tu ich ponad setka. Największe z nich to jezioro McKenzie. Jest pięknie usytuowane, a woda w jeziorze jest krystalicznie czysta. Jest to charakterystyczna cecha tego miejsca, że znajdujący się tu piasek idealnie filtruje każdą kropelkę słodkiej wody.